W “Overlorda” grałem kilka razy jednak za każdym podejściem docierałem do tego samego miejsca - pierwszego bossa. Nadszedł czas to zmienić i tym samym w końcu odhaczyć go z mojej (bardzo długiej) listy zaległości. Czy było warto sięgnąć po produkcję Codemasters pomimo jej wieku? Tego dowiecie się z tej recenzji. UWAŻAJ NA SPOJLERY!
Jak wszyscy wiemy w RPGach zazwyczaj wcielamy się w postać jakiegoś wybrańca, który ma pokonać tego złego i pokrzyżować jego niecne plany zdobycia władzy nad światem. Ale co gdyby te wydarzenia miały już miejsce i zło zostało pokonane, a bohaterowie udali się na zasłużony spoczynek (przynajmniej w jakimś sensie)? No właśnie. Co gdyby role się odwróciły i to naszym zadaniem byłoby siać postrach w sercach naszych wrogów i być bezwzględnym władcą trzymającym całą krainę za przysłowiową mordę? I tu z pomocą w 2007 roku przyszedł właśnie nasz “Overlord”. Gra bardzo nie typowa, będąca połączeniem nie tylko RPGa, ale i kilku innych gatunków przepełniona czarnym humorem.
No więc tak. Wcielamy się w nowego Suwerena, który ma zadanie zemścić się na bohaterach będących sprawcami zabójstwa jego poprzednika i podbić całą krainę ,a tym samym stać się wcieleniem zła. Żeby tego dokonać dostajemy do dyspozycji ciężką zbroję i uzbrojenie, wachlarz różnych zaklęć oraz uwaga, armię chochliko podobnych “stworów” (tak też są nazywane przez niektóre postacie w grze) będących naszymi sługusami. A są na to dwa sposoby - bycie złym albo bardzo złym.
Sami słudzy są podzieleni na cztery różne gatunki - brązowy, czerwony, zielony i niebieski. Jak nie trudno się domyślić każdy z gatunków ma inne zastosowanie. Przykładowo czerwoni potrafią atakować z dystansu i usuwać płonące deski stojące na drodze, podczas gdy niebiescy umieją pływać i wskrzeszać poległych towarzyszy jednak do walki się nie nadają bo padają po jednym ciosie. Natomiast zieloni są odporni na wszelkiego rodzaju trucizny i potrafią się ukryć gdy stoją w miejscu, a brązowi to po prostu mięso armatnie (jednak żaden z wymienionych gatunków do najmądrzejszych nie należy). “Stwory” są też bezgranicznie lojalne wobec swego pana więc bez problemu poświęcą się dla sprawy i oddadzą życie by odnowić nasze zdrowie, manę czy ulepszyć ekwipunek. Należy jednak pamiętać że nie jest ich nieskończenie wiele (i nie respią się w magiczny sposób). Na szczęście gdy nam ich zabraknie wystarczy zabić kilka stworzeń (np. owiec) żeby pozyskać kilka sztuk (jednak ja polecam iść na żuki na arenie w wieży, wypada ich wtedy o wiele więcej). Oprócz walki słudzy są również przydatni w terenie. Gdzie Suweren nie da rady wejść może wysłać takiego by mu przykładowo przyniósł złoto czy jakąś miksturę lub by w kilku przenieśli jakiś obiekt do wierzy.
A ta jest bardzo ważna. Bo to nie tylko nasz i naszych sługusów dom. Jest również miejscem w którym możemy wykuć nowy ekwipunek, ulepszyć stary lub też wyfarmić nowych “stworów” na wcześniej wspomnianej arenie. Z początku jest zrujnowana, ale z czasem zostaje odnowiona. Mało tego można ją nawet w pewnym stopniu kostumować. Przykładowo możemy zmienić posągi czy tron we wnętrzu, ale też dodać coś w rodzaju rogów na jej czubek na zewnątrz. Co ciekawe dostępność naszych ozdób zależna jest od wyboru pani naszej wierzy, a tych są dwie (ozdób jest oczywiście trochę więcej jednak nie nie wiadomo ile).
Przyznam że po grafice nie oczekiwałem zbyt wiele (też nie dla niej gram w gry choć nie powiem też się zdarza, ale przecież są i takie, które w ogóle jej nie mają, a są dobre) bo pierwsza część serii ma już prawie dwie dekady (kończy je za 4 lata, a to naprawdę niewiele). Jednak trochę się zdziwiłem ponieważ nie wygląda ona aż tak źle (choć wiadomo że trochę się postarzała). Na najwyższych wymaganiach (bez modów bo tych nie biorę pod uwagę i staram się nic nie doinstalowywać gdy mam coś zrecenzować) wirtualny świat wygląda całkiem dobrze (a na pewno da się ją jeszcze trochę podbić) animacje są płynne, no fakt, modele postaci są trochę powtarzalne, niestety. Ale gra ma swoje lata więc myślę że można jej to wybaczyć. Nie mniej niektóre lokacje nadal potrafią cieszyć oko.
Oczywiście nie jest to produkcja pozbawiona wad, nie oszukujmy się. Miejscami można znaleźć jakiegoś buga lub trafić na jakąś niewidzialną ścianę. Przez co nasi słudzy potrafią się nie jednokrotnie zaklinować. Mało tego sterowanie w grze jest trochę popsute i gdy chcemy nimi bezpośrednio pokierować występują sytuacje, które to uniemożliwiają lub też bezsensownie giną (na szczęście zdarza się to stosunkowo rzadko). Tak naprawdę największym mankamentem produkcji Codemasters jest brak mapy, albo chociaż jakiejś jej namiastki. Bo i może lokacje nie są zbyt rozbudowane, ale i tak można się zgubić. A poza tym utrudnia to również poszukiwanie obiektów do wierzy, a tych bądź co bądź jednak trochę jest. Co do tego całego wątku z czarnym humorem, niestety nie ma go też tu za wiele. Choć nie powiem miejscami naprawdę bywa śmiesznie. Wystarczy spojrzeć na pierwszego bossa z którym przyjdzie się nam zmierzyć. Muszę też wspomnieć że cyfrowe kopie gry nie posiadają języka polskiego jednak istnieje możliwość pobrania oryginalnego spolszczenia z pudełkowej wersji gry (tu macie poradnik) i zainstalowania go (sam je sprawdziłem, działa), ale moim zdaniem angielski dubbing jest lepszy, a po jego zainstalowaniu nie ma później opcji zmiany języka. Więc będzie trzeba instalować grę na nowo.
Produkcja studia Codemasters bez wątpienia była i w sumie nadal jest dość nietypowa (możecie w komentarzach napisać czy znacie jakieś inne podobne gry). I moim skromnym zdaniem nawet pomimo tych mankamentów, które posiada naprawdę jest warta tych kilku godzin. Chociażby ze względu na mechaniki i czarny humor (choć nie ma go za dużo) jakie oferuje. Nie mniej fanom eRPGów powinna przypaść do gustu i im też ją polecam. Myślę że jeśli chodzi o całą resztę to większość graczy raczej potraktuje ją bardziej jako ciekawostkę niż grę w którą będą chcieli zagrać. Ja nie żałuję że ją odpaliłem i na pewno sięgnę po dodatek do “jedynki” oraz kolejne części serii.
Komentarze
Prześlij komentarz